Jump to content

Cherubin01

PC Member
  • Posts

    9
  • Joined

  • Last visited

Posts posted by Cherubin01

  1. Dobry. Mam problem z grą po najnowszej aktualizacji. Gdy się uruchamia nie ładuje się na cały ekran lecz, wyskakuje w miniaturowym oknie które po chwili robi się czarne , a następnie wyrzuca do pulpitu lecz gra jest uruchamiana( widnieje na pasku zadań u dołu) i słychać nawet muzykę ,a gdy się kliknie na miniaturkę na pasku zadań pojawia się czarne okno. Problem pojawił się po tej aktualizacji i nie mam pomysłu co go mogło spowodować , proszę o szybką odpowiedź 

  2. Część Trzecia : Widowisko Śmierci

     

    Obudziła się , ból w klace piersiowej przy oddychaniu dał pierwszy o sobie znać , dopiero potem głowa , nogi wyczerpane szaleńczym biegiem , ręce , plecy, szyja , barki . Ogólnie w jej ciele nie było ścięgna czy też mięśnia , który nie okazywał by cierpienia. Ale cały ten skowyt  ciała miał jedną dobrą stronę. Oznaczał , że żyła , a przecież nie mogła. Nie po tym co zrobiła. Ciało rozszarpane i rozwleczone na wszystkie strony świata. Nie powinna nic już czuć , być martwa , a jednak doskwierał jej tylko bul , oczywiście był on niedozniesienia , ale była w jednym kawałku tutaj."To znaczy gdzie" zadała pokrótce sobie to pytanie. Pod palcami czuła zimnom gładką i przyjemną w dotyku powieszanie , nie szorstki piach , który ranił dłonie przy upadku. Wzrok najpierw rozmazany po kilku sekundach zaczął dostarczać więcej informacji. Nie znajdowała się już na kamiennym pustkowiu a w komnacie, rażącej złotem i czerniom. Rozglądała się szybko i chaotycznie , próbując przypisać miejscu  jakieś znajome cechy, lecz niebyła wstanie. Rozglądania się zaprzestała dopiero , gdy go zobaczyła. Siedział w głębi pomieszczenia. Początkowa nie wyraźna i niejasna postura z czasem napierała konturów i kolorów. Zbliżał się do niej , powoli , bez pośpiechu. Trwała bez ruchu , nie mogąca nic zrobić , tylko obserwować ja podchodzi. Gdy znalazł się w odległości 1 metra od niej wtedy przypomniała sobie co się zdarzyło. Fala wspomnień uderzyło w nią jak podmuch powietrza w twarz podczas eksplozji i wiedziała co się wtedy stało. 

     

    - To już koniec , zginę tu - Potok gorzkich łez cisnął się do oczu , nie było sposobu , żeby nad nim zapanować- Proszę , nie JA NIE CHCĘ UMIERAĆ- wykrzyczała z całych sił , strach przed śmiercią był silniejszy od niej , a może to właśnie nazywane jest chęcią życia 

     

    Cień na ziemi z początku maleńki szybko się powiększał , lecz nikt na niego nie zwracał uwagi , do puki właściciel nie pojawił się na ziemi dość spektakularny sposób. Tumany kurzy wzniecone przez niego były tak geste , że nie była wstanie zobaczyć własnego ciała , a co dopiero jego , ale wiedziała , że spadł niedaleko niej . Ułamek chwili w której zobaczyła jego i towarzyszące mu iskry oraz dziwny błękitnozielony blask, zanim wszystko przykryła peleryna pyłu. Ten właśnie moment wyrył się w jej w oczach i choć widziało tą scenę to nie potrafiła zrozumieć co właściwie się stało. Kurz opadł , dostrzegała już dokładnie dwunożną istotę stojącą do niej plecami , która trzymał coś zakrzywionego w dłoni oraz wilcze stado , które z początku zdezorientowane szybko zaczęła ogarniać sytuację. Świadomość oraz sprawną ocenę sytuacji zyskała dopiero gdy wataha i on dostrzegali siebie. Czuła ten niepokój , to narastające zdenerwowanie i podniecenie które niemal że skraplało się w powietrzu. Na dalszy rozwój sytuacji nie trzeba było długo czekać. Osobnicy na wzgórzu ruszyli pierwsi do ataku , zupełnie ją ignorując. Ten który chciał go chwyci złapał powietrze , jego cel odskoczył na lewo i szybko bez zastanowienia obciął głowy trzem którzy znajdowali się po tej stronie . Fontany krwi trysnęły z cielsk oblewając go całkowicie, po czym opadły bezwładnie. Jeden z watahy czający się z tyłu szykował się do strzału. Nie uszło to uwadze siwoszarej postaci , zerwał się do biegu, na w porost niego stał inny z stada. Postać podskoczyła i użyła go jako trampoliny ,by móc skoczyć wyżej , impet i siła odbicia złamały skoczni nogi wydając przy tym straszliwy i przyprawiający o dreszcz oraz zimny pot trzask . Niedoszły szczelec został przecięty na pół , ostatnie co widział to , krzywy metal i jego właściciela spadającego z nieba. Zostało już tylko dwóch , zostali przecięci w pół , nawet nie wiedzieli , że umierają . Tylko jeden skok , zamach i już było po wszystkim. Wyprostował się i jak gdyby nigdy nic zaczął iść w jej kierunku , po drodze dobił tego z złamanymi nogami. Umierający wydał charczący dźwięk. Stał już nad nią cały we krwi , przypominając bardziej oprawcę niż wyzwoliciela . Zemdlała z wyczerpania i szoku doznanego na widok całego tego jak później zastało to nazwane "zdarzenie pieszego kontaktu"  czy też potoczniej "widowisk śmierci" .Osunęła się bezwładnie na skalne podłoże , wzrok najpierw mętny po chwili zgasł zupełnie     

     

    "Ty mnie ocaliłeś?"Myślała tak, nie dowierzając , gdy tak porostu kucnął przy niej i oparł głowę o rękę a łokieć o udo. Przyglądał się jej chodź nie miał oczu wiedziała że na nią patrzy i widzi wszystko dokładnie. 

     

    - ene ekna lu?- dobył się dźwięk z jego twarzy

     

    - coooo?- wymamrotała z największym zdziwieniem na jakie było je stać gdyż nie miał też ust 

     

    -ehh,  ene ekna lu ?- powtórzył , lecz tym razem w głosie było słychać nutę zirytowania 

     

    - czego chcesz? -odpowiedział z wrogością w głosie . Nie mając pojęcia jak dalsza rozmowa diametralnie zmieni całe jej życie  

     

    c.d.n

  3. Część Druga: Przeznaczone Spotkanie 

     

    - Tu już niczego niema- Podsumował po uprzednim przeszukani całej komnaty- Trzeba będzie przeprowadzić rekonesans na pocieszni, ciekawe czy te wrota otworzą się z dobrej własnej woli 

     

    Podszedł do do bram , wielki ogromnych i niesamowitych mogące bez problemu przepuścić 15 metrowego giganta, lśniące złotem i czernią , marzenie każdego . Wykonane zapewne z wytrzymałych materiałów by chronić coś cennego , jego , ale wtedy jeszcze tego nie wiedział. Wrota mimo swojego piękna nie posiadały na tyle dobrej woli by się otworzyć przednim 

     

    - Tak jak myślałem- Mówił do siebie pokwikując głową- To już wiem po co była ta skana koło tych dwóch rzeczy , które mało mnie nie zabiły- Na myśl o tamtym bólu przeszły go ciarki. 

     

    Musiał wykonać 4 cięcia , 2 poziomo i 2 pionowo. Stanął przednim na ugiętych kolanach , koncentrując się. Wy tym momencie był tylko on , wrota , metal w dłoni i wyryte w jego głowie cięcia. Stal w rękach zaczęła  jarzyć się błękitnozielonym blaskiem, nie mal dało się słyszeć jej wycie i pragnienie wyrwania się na wolność. Spojrzał na bramę , skana wypuszczona niczym bestia ze smyczy śmignęła , zalśniła , syknęła w powietrzu  i wróciła na swoje poprzednie miejsce. On sam wyprostował się przy tym przeciągnął ramiona. Skierował swój wzrok na 4 idealne cięcia. Był równoległe równe tej samej długości i głębokości , bez dodatkowych pęknięć w strukturze bramy . Tworzyły perfekcyjny kwadrat. Płożył rękę na środku i pchnął bez użycia jakieś szczególnej siły . Metalowy blok dorównujący grubością długości ludzkiej dłoni upadł wydając z siebie po jękliwy i skomlący odgłos. Przez otwór wystawił najpierw przyjaciółkę sprawdzając czy wszytko gra i czy nic mu nie zagraża. Kiedy się już upewnił wszedł i szybko się zorientował , że nie jest na zewnątrz a w jaskini , dodatku stosunkowo wąskiej . Wielkie wrota widniejące w komnacie , po tej stronie widziały jako 2 metrowy kawałek płaskiej metalowej pocieszni. Lecz nie zastanawiał się na tym faktem zbyt długo , bo tuż przednim , zaledwie rzut kamieniem widniało w szarej poświacie wyjście. Ochoczo i pewnie ruszył w jego kierunku. Jego entuzjazm szybko znikł , gdy powitał go widok po wyjściu. Skaliste pustkowie jak okiem sięgnąć , głazy i pył koloru krwawego siniaka , przyprawiały go o mdłości , niebo paskudne jak cała reszta przypominało bardziej wielkie szare i wysuszone na wiór truchła , tylko gdzieniegdzie iskrzyły się żółte plamki , dziwne wydłużone kominy wypluwały z siebie siną posokę. Cały ten obraz sprawiał wrażenie iż cała okolica jest chora. Zrezygnowany i zagubiony ruszył przed siebie. 

     

    -Biec, biec , uciekać , szybko , biec, uciekać, POMOCY- wypluwała te słowa wy płytkim nierównym oddechu 

     

    Uciekała, tylko to już jej zostało. Krótkie i nie pewne chwile życia , które mogły zgasnąć w każdej chwili. Nie chciała się oglądać , nie mogła bo wiedziała co czyha za jej plecami. Widok dzikiej hordy niczym stada wilków polujące na swą ofiarę. Ścigały ją wielkie korpusy wsparte na tyczkowatych nogach i przyozdobione okrągłą głową z jeżącymi się blado pomarańczowym światłem. Horda krzyczała coraz to głośniej , oznajmując zbliżający się tryumf swojego polowania. Biec , biec , biec , tylko to teraz było ważne. Zbliżała się do niewielkiego wzniesienia , miała nadzieje że zanim czeka jakaś szansa na ucieczkę czy ratunek , lecz i ten nikły płomyczek nadziej zgasł jak wypalona zapałka , kiedy ich zobaczyła. Za wzniesienia , tuż przed jego szczytem dwie wielkie i złowrogie sylwetki każące pomarańczowym światłem. Sparaliżowana , myślała o tym co jej zrobią gdy już podejdą wystarczająco blisko , co chyba bardziej potęgowało jej strach. Wilcza wataha dopadła swoją ofiarę , wiedziała że tylko cud mógł ją ocalić , nie wiedziała iż cuda czasem się zdarzają.

     

    - Śmiech?Nie, to niemożliwe.- Pokiwał przecząco głową , domyślając się , że to jego umysł zaczyna płatać mu figle na tym pustkowiu, lecz- Nie! Teraz słyszałem na pewno. Śmiech? I krzyk? Kobiecy krzyk? Na wprost. Biegiem! 

     

    Zerwał się do niesamowitego , szybkiego biegu . Pędząc wzbijał tumany kurzu i pyły , który dokładnie przykrywał jego sylwetkę i przypominał prędzej strzałę wypuszczoną z dobrze napiętej cięciwy. Dobiegł na skalisty występ , który znajdował się 4-5 metrów nad źródłem dźwięku. Przycapnął na skale i zaczął się przyglądać scenie , która przestawiała kobietę w białym kombinezonie , leżącą na kolanach , dodatku zwiniętą w kłębek . Koło niej znajdował się okrąg. Stworzony z wielkich cielsk opartych na cienkich tyczkach. Okrąg zmniejszał się w szybkim tempie wokół kobiety niczym lina szubienicy na szyi skazańca. Domyślał się , że żołnierze kierowani najniższym instynktem postanowili urozmaici sobie jakoś nudną służbę , a ta kobieta znalazła się w nie odpowiednim miejscu i czasie. Nie mógł jej porzucić , porostu nie mógł , ale i też nie chciał. Coś pchało go żeby ją bronić. Zdecydowany , skoczył z 5 metrów  w środek okręgu. Zawisł przez chwile w powietrzu, a po chwili zaczął pikować jak sokół wędrowny na swoją zdobycz wydając przy tym  niesamowity i budzący grozę świst. Ziemię dotknęła najpierw skana potem on. Przy uderzeniu posypał się potok czerwonych iskier , fala powietrza przesyconego dziwną energią rozeszła się we wszystkie strony , wzbijając pył i oddychając mniejsze kamienie , zaś cała horda która tworzyła okrąg wylądowała na plecach

     

    Przez kilka sekund świat zabarwił się na szarozielony. Dopiero po tym czasie w kłębie zawieruch zaczęły wyłaniać się sylwetki, które mogły dać większą widzę na temat zaistniałej sytuacji. Żołnierze z początku byli zdezorientowani , lecz szybko zaczęli sprawdzać swój status i zgłaszać swoją gotowość. Niepewnie zaczęli się zbliżać do swojego poprzedniego celu. Zatrzymali się dopiero w momencie gdy z szarozielonej zasłoni wyłoniła się sylwetka trzymającą  w dłoni zakrzywiony kształt. Stali patrząc na niego a on na nich , choć spotkali się pierwszy raz , oby dwie strony wiedziały że nie będzie czasu na negocjacje. Chłodna kalkulacja pozwoliła im stwierdzić że są na pozycji wygranej. Było ich więcej , mieli leprze uzbrojenie , posiadali przeszkolenie taktycznie i byli porostu więksi od nie go. Każdy z tych argumentów przemawiał na ich korzyść , wszystkie oprócz jednego, którym nie mieli pojęcia. Ich przeciwnikiem był Tenno.    

     

    c.d.n

  4. Część Pierwsza : Kim jestem ?

     

    Siedział na posadzę z wszlifowanego czarnego minerału , która obojętnie odbijała jego czarnosine oblicze . Twarz bez cech emocji czy też nawet blizn i okaleczeń po minionych walkach i mordach. Odbicie mogło być każdego i nikogo , ale była jego i było to tylko tyle co obecnie posiadał , oczywiście nie licząc jego wiernej przyjaciółki. Nie raz ratował mu życie , zawsze gotowa , nie potrzebowała zachęty by odebrać życie , ani też amunicji czy energii , nie zacinała się i nigdy Go nie zawiodła . Tak, lubił ten kawałek metalu chodź nie wiedział dlaczego , przybliżył jej lekko wygiętą posturę do swej twarzy , lecz pokazała mu ona to samo obojętne oblicze (każdego i nikogo)  . Zrezygnowany odłożył ją na bok , miał nadzieje na coś więcej , ale sam nie wiedział na co. Jego uwagę przykuł już gasnący splot zwiniętym niczym wiklinowa plecionka . Jeden koniec był owinięty wokół jaśniejącej soczewki wgłębi  jego kriokomory .Drugi koniec podążał pewnie w swym dążeniu połączenia i zamknięcia obiegu ku jego rdzeniu  kręgowego. Była to jedna rzecz jaką wiedział , którą musiał zrobić po długim pobycie w swoim sarko%&^u . "Ale jak długim" zastanawiał się gdy kolejno odkrywał pokrywy komory , był słaby i wyczerpany , ale udało mu się ostatnie pofalowanie w niejasnym wzorze wieko skrawało to co potrzebował : jaśniejący splot, soczewka i wygięty metal . Chwycił szybko to "coś jaśniejące" i owinął wokół owalnego kształtu. Wiedział ,że to ta łatwiejsza część , dalsza będzie dużo gorsza , ale nie miał wyboru. Przybliżył koniec splotu do swojego karku najostrożniej jak mógł , lecz nijak nie mógł się przygotować na ten ból . Ból który obezwładnia każdą komórkę twojego ciał , rozrywa , tnie , kuję, ogłusza, paraliżuje jak strach przed śmiercią . Upadł , chciał zemdleć , lecz nie mógł , wszystkie zmysły koncentrowały się tylko na bólu . Szarpał się , miotał , przewracał i nagle koniec , nic żadnego cierpienia , zniknęło jak spadająca gwiazda na niebie. On sam czuł się lepiej , próbował wstać . Zachwiał się i upadł . Poczekał chwilę wstał zachwiał się , ale już nie upadł . Niepewnie , chwiejnie ,ale stał no i też niezbyt długo , po chwili usiadł i zaczął się przeglądać w czarnym minerale "Po długim uśpieniu , ale jak długim , miesiąc , rok , dekada , wiek , milenium!" nie dawało mu to spokoju i także to , że wiedział co musiał zrobić. Splot już całkiem zgasł tak jaki i soczewka , obie rzeczy były już czarne jak noc. On sam już czuł się zadziwiająco dobrze . Wstał , pewnie stanowczo ,  lekko podrygiwał i rozciągać ramiona .Po krótkiej rozgrzewce zaczął przyglądał się swojemu ciału , było tak samo czarnosine jak jego twarz i świeciło gdzie nie-gdzie , lecz nie zastanawiał się nad nim , wyciąganie głębszych wniosków o sobie samy zostawił na potem , bardziej zastanawiało go: 

     

    -Gdzie ja do cholery jestem? - Wykrzyczał nie wiedząc zupełnie o niczym 

     

    Sarko%&^ znajdował się w komnacie, ogromnie komnacie. Na kolejne tysiąc kriokomór jak jego. Przednim samym stały szczeliste , smukłe wrota. Lśniły złotem i czerniom . Ozdobione tym samy dziwnym wzorem co ostatnia pokrywa.Sufit biało - stalowy , delikatne łuki i zaokrąglenia , żadnych ostrych krawędzi czy cięć. Ściany czarne gładkie i owalne z wygrawerowanymi dziwnymi spiralami . Cały ten ogrom i surowy majestat zaczął sprawiał , że nie czuł się już taki zagubiony. Oczywiście nadal nie wiedział gdzie jest , ale czuł że jest u siebie. Wziął do ręki  swój zakrzywiony metal i poczuł się dziwnie : 

     

    - Ska... Skana . Dziwne , ale niech będzie - Powiedział do siebie , zastanawiając się cz to ma jakiś głębszy sens. 

     

    Leżała pewnie w jego dłoni , a on sam czuł się jeszcze pewniej . Rozstawił lekko nogi i zaczął tańczyć swój taniec ostrza. Krótki i długie cięcia , piruet , parada odskok ,cięcie. Doskok obrót przez ramie , cięcie , unik. Pchnięcie , flinta , pół obrotu szeroki zamach. Tańczył o ona tańczyła razem z nim lśniąc niczym supernova przed ostatnim tchnieniem , łapczywie zlizywała w swej posturze surowy majestat komnaty . Ostatnie kroki , kroki kończące taniec tną ofiarę na pół ,równo bez zniekształceń i fałd , zostaje płaska krwawa powieszenia . Prawa stopa stoi w miejscu a lewa wraz z ramionami nadają impet ciału , które wykuje obrót o 180 stopni i ugina kolano. Po tym manewrze stał już tyłem do bramy a przodem do Tego. Budową przypominało splot który znalazł , ale było dużo większe , sięgało od sufitu do podłogi rozciągało się niczym konary starych dębów , które pamiętają stulecia, i było piękne. Zastanawiał się jak mógł tego wcześniej nie zauważyć , lecz po chwili doszedł do wniosku , że skoro był na granicy życia i śmierci, to chyba mógł . Pnącza które sięgały sufitu wypuszczały do samej ziemi pędy zawinięte i poskręcane w dziwne supły . Wszystkie zapewne miały swoją historie i chciały ją opowiedzieć , może opowiadały, lecz teraz milczały i zwisały bezwładnie , wszystkie oprócz jednego . Małej ledwie jaśniejącej , ale widoczniej cienkiej nice , nie aż tak bardzo poskręcanej jak jej milczące kompanki. Zbliżył się do niej spokojnie powoli, lecz stanowczo i pewnie . Objął ją w dłoń , znał ten ból więc wiedział co go czeka , przybliżył pęd do karku , wstrzymał oddech . Nitka oplotła jego szyje , krótki błysk , delikatny wstrząs rozbiegający się po nerwach i znów błysk , porażenie. Pęd puścił i zgasł jak jego pobratymcy. Upadł na kolana , przez chwile nie mógł ruszyć żadną kończyną, lecz był zadowolony, wiedział że paraliż ustąpi a radość wzięło się od tego że obyło się bez bólu. Dowiedział się też dwóch istotnych rzeczy . Po pierwsze wiedział się trochę  kim jest :

     

    - Tenno hmmm... Niewiele , ale na razie wystarczy 

     

    Drugą sprawą było miejsce gdzie się znajdował . Oczywiście był zadowolony że , wie gdzie jest . No ale, to tak nie do końca:

     

    - Stacja Pluton , Lokalizacja Charon - rozmyślał i po chwili dodał - Pewnie, musiałem wylądować na samym komicznym zadupiu      

     

     

    c.d.n

  5. Siedział na posadzę z wszlifowanego czarnego minerału , która obojętnie odbijała jego czarnosine oblicze . Twarz bez cech emocji czy też nawet blizn i okaleczeń po minionych walkach i mordach. Twarz mogło być każdego i nikogo , ale była jego i było to tylko tyle co obecnie posiadał , oczywiście nie licząc jego wiernej przyjaciółki. Nie raz ratował mu życie , zawsze gotowa , nie potrzebowała zachęty by odebrać życie , ani też amunicji czy energii , nie zacinała się i nigdy Go nie zawiodła . Tak lubił ten kawałek metalu chodź nie wiedział dlaczego , przybliżył jej lekko wygiętą posturę do swej twarzy , lecz pokazała mu ona to samo obojętne oblicze (każdego i nikogo)  . Zrezygnowany odłożył ją na bok , miał nadzieje na coś więcej , ale sam nie wiedział na co. Jego uwagę przykuł już gasnący splot zwiniętym niczym wiklinowa plecionka . Jeden koniec był owinięty wokół jaśniejącej soczewki wgłębi  jego kriokomory .Drugi koniec podążał pewnie w swym dążeniu połączenia i zamknięcia obiegu ku jego rdzeniu  kręgowego. Była to jedna rzecz jaką wiedział , którą musiał zrobić po długim pobycie w swoim sarko%&^u . "Ale jak długim" zastanawiał się gdy kolejno odkrywał pokrywy komory , był słaby i wyczerpany , ale udało mu się ostatnie pofalowanie w niejasnym wzorze wieko skrawało to co potrzebował : jaśniejący splot, soczewka i wygięty metal . Chwycił szybko to "coś jaśniejące" i owinął wokół owalnego kształtu. Wiedział ,że to ta łatwiejsza część , ta dalsza będzie dużo gorsza , ale nie miał wyboru. Przybliżył koniec splotu do swojego karku najostrożniej jak mógł , lecz nijak nie mógł się przygotować na ten ból . Ból który obezwładnia każdą komórkę twojego ciał , rozrywa , tnie , kuję, ogłusza, paraliżuje jak strach przed śmiercią . Upadł , chciał zemdleć , lecz nie mógł , wszystkie zmysły koncentrowały się tylko na bólu . Szarpał się , miotał , przewracał i nagle koniec , nic żadnego cierpienia , zniknęło jak spadająca gwiazda na niebie. On sam czuł się lepiej , próbował wstać . Zachwiał się i upadł . Poczekał chwilę wstał zachwiał się , ale już nie upadł . Niepewnie , chwiejnie ,ale stał no i też niezbyt długo , po chwili usiadł i zaczął się przeglądać w czarnym minerale "Po długim uśpieniu , ale jak długim , miesiąc , rok , dekada , wiek , milenium!" nie dawało mu to spokoju i także to , że wiedział co musiał zrobić. Splot już całkiem zgasł tak jaki i soczewka , obie rzeczy były już czarne jak noc. On sam już czuł się zadziwiająco dobrze . Wstał , pewnie stanowczo ,  lekko podrygiwał i rozciągać ramiona .Po krótkiej rozgrzewce zaczął przyglądał się swojemu ciału , było tak samo czarnosine jak jego twarz i świeciło gdzie nie-gdzie , lecz nie zastanawiał się nad nim , wyciąganie głębszych wniosków o sobie samy zostawił na potem , bardziej zastanawiało go: 

     

    -Gdzie ja do cholery jestem - Wykrzyczał nie wiedząc zupełnie o niczym 

     

    Sarko%&^ znajdował się w komnacie, ogromnie komnacie. Na kolejne tysiąc kriokomór jak jego. Przednim samym stały szczeliste , smukłe wrota. Lśniły złotem i czerniom . Ozdobione tym samy dziwnym wzorem co ostatnia pokrywa.Sufit biało - stalowy , delikatne łuki i zaokrąglenia , żadnych ostrych krawędzi czy cięć. Ściany czarne gładkie i owalne z wygrawerowanymi dziwnymi spiralami . Cały ten ogrom i surowy majestat zaczął sprawiał , że nie czuł się już taki zagubiony. Oczywiście nadal nie wiedział gdzie jest , ale czuł że jest u siebie. Wziął do ręki  swój zakrzywiony metal i poczuł się dziwnie : 

     

    - Ska... Skana . Dziwne , ale niech będzie - Powiedział do siebie , zastanawiając się cz to ma jakiś głębszy sens. 

     

    Leżała pewnie w jego dłoni , a on sam czuł się jeszcze pewniej . Rozstawił lekko nogi i zaczął tańczyć swój taniec ostrza. Krótki i długie cięcia , piruet , parada odskok ,cięcie. Doskok obrót przez ramie , cięcie , unik. Pchnięcie , flinta , pół obrotu szeroki zamach. Tańczył o ona tańczyła razem z nim lśniąc niczym supernova przed ostatnim tchnieniem , łapczywie zlizywała w swej posturze surowy majestat komnaty . Ostatnie kroki , kroki kończące taniec tną ofiarę na pół ,równo bez zniekształceń i fałd , zostaje płaska krwawa powieszenia . Prawa stopa stoi w miejscu a lewa wraz z ramionami nadają impet ciału , które wykuje obrót o 180 stopni i ugina kolano. Po tym manewrze stał już tyłem do bramy a przodem do Tego. Budową przypominało splot który znalazł , ale było dużo większe , sięgało od sufitu do podłogi rozciągało się niczym konary starych dębów , które pamiętają stulecia, i było piękne. Zastanawiał się jak mógł tego wcześniej nie zauważyć , lecz po chwili doszedł do wniosku , że skoro był na granicy życia i śmierci, to chyba mógł . Pnącza które sięgały sufitu wypuszczały do samej ziemi pędy zawinięte i poskręcane w dziwne supły . Wszystkie zapewne miały swoją historie i chciały ją opowiedzieć , może opowiadały, lecz teraz milczały i zwisały bezwładnie , wszystkie oprócz jednego . Małej ledwie jaśniejącej , ale widoczniej cienkiej nice , nie aż tak bardzo poskręcanej jak jej milczące kompanki. Zbliżył się do niej spokojnie powoli, lecz stanowczo i pewnie . Objął ją w dłoń , znał ten ból więc wiedział co go czeka , przybliżył pęd do karku , wstrzymał oddech . Nitka oplotła jego szyje , krótki błysk , delikatny wstrząs rozbiegający się po nerwach i znów błysk , porażenie. Pęd puścił i zgasł jak jego pobratymcy. Upadł na kolana , przez chwile nie mógł ruszyć żadną kończyną, lecz był zadowolony wiedział że paraliż ustąpi a zadowolenie wzięło się od tego że obyło się bez bólu. Dowiedział się też dwóch istotnych rzeczy . Po pierwsze wiedział się trochę  kim jest :

     

    - Tenno hmmm... Niewiele , ale na razie wystarczy 

     

    Drugą sprawą było miejsce gdzie się znajdował . Oczywiście był zadowolony że , wie gdzie jest , to tak nie do końca:

     

    - Stacja Pluton , Lokalizacja Charon - rozmyślał i po chwili dodał - Pewnie, musiałem wylądować na samum komicznym zadupiu      

     

     

    c.d.n

×
×
  • Create New...